Blog, to miejsce, gdzie chciałabym dzielić się z Wami swoją wiedzą, ale również życiem.
Aparat towarzyszył mi podczas tej drugiej, najważniejszej podróży, po naszego syna- Macieja.
Zawsze marzyłam, by wykonać zdjęcia z porodu. Niestety samej sobie, jest to dość trudne do wykonania. Wszystko dzieje się tak szybko. Tu pielęgniarka próbuje założyć nowy wenflon, tu ktoś sprawdza tętno dziecka. Tam anestezjolog zadaje pytania, na które trzeba odpowiedzieć. Dla kobiety, która sama postanowiła chwycić za aparat, a w międzyczasie urodzić, jest to niebywałe trudne 😉
Jednak jestem dumna, że udało mi się stworzyć chociaż małą namiastkę tego, jak to było.
Wiecie, że Maciej do porodu, wcale nie był Maciejem?
Franek, Filip, a może jednak Maciej? Długo nasz Bibek (tak go nazwał starszy syn, gdy był jeszcze w brzuchu) był bez imienia. Dopiero kiedy go zobaczyłam i pocałowałam, poczułam, że tulę do siebie Macieja.
Dlatego żadne dekoracje w domu nie były spersonalizowane.
Metryczkę ze zdjęcia Maciej otrzymał od cioci, która ją sama stworzyła. Piękna, prawda?
Chwilę przed pójściem do szpitala, musieliśmy pożegnać się z brzuszkiem.
No to lecimy na Polną!
Najbardziej ostatnie zdjęcie z brzuszkiem- bardziej się nie dało.
7.03.2022 godzina 8:39
Świat przywitał Macieja o godzinie 9:20, a aparat o 20:25.
Jego pierwsze zdjęcie.
Witaj w domu, Maluchu!
Teraz odpoczywamy, uczymy się siebie, wsłuchujemy w nasze potrzeby i dużo przytulamy. We czwórkę.
Przede mną największy sprawdzian w moim życiu. Mam dwóch wspaniałych synów, potrzebujących miłości.
To będzie ciekawa i cholernie wesoła przygoda.
Trudna również.
Ale najpiękniejsze widoki są najwyżej- tam najtrudniej się wspiąć.